Do dzisiejszego poranka byłam przekonana, że M. przyjedzie jutro, bo w końcu dziś piątek i teoretycznie powinien jeździć...Teoria sobie, a praktyka sobie i dzwoniąc w granicach 6:00 do niego usłyszałam, że śpi...w pierwszej chwili nie zaskoczyłam, dopiero później do mnie dotarło, że chyba jechał pociągiem.
Tak czy siak, zadzwoniłam przed wyjściem z pracy i upewniłam się, że faktycznie jest w domu. Umówiliśmy się, ze pójdziemy razem po małego.
Ogromnie byłam ciekawa reakcji Smyka na widok taty, nie widzianego przecież przez trzy tygodnie.
Reakcja Młodego? zachował się jakby tata rano wyszedł do pracy i po południu wrócił. Praktycznie zaraz zaczęli we dwóch szaleć. w drodze powrotnej Mati dostał kolejny samochód do kolekcji, który kupił mu tata. wieczorem tata wykąpał i chłopaki poszli spać. A ja mam chwilę tylko i wyłącznie dla siebie...i nie wiem co ze sobą zrobić, więc siadłam do internetu :)
Pomyśleć, ze do mnie po dwóch dniach nieobecności nawet nie chciał podejść, taki był obrażony...
Widać, ze jest szczęśliwy, że są przy nim rodzice. Jak któreś z nas, zejdzie mu z oczu, to zaraz woła mamę lub tatę.
Szkoda, że M. ma taką pracę, że rzadko ma kontakt z dzieckiem. Ale nic to, cieszmy się chwilą, która trwa :))
Zamknij