Byliśmy w niedzielę nad jeziorem. Odcinek 6km pokonaliśmy autem w półtorej godziny taki był korek. Kiedy cudem zaparkowaliśmy już auto i dotarliśmy na plażę przeżyliśmy szok. Plaża płatna. No nic - jak trzeba to się płaci. Tylko kurde za co? Największe kąpielisko w pobliżu 100km, plaża płatna, a na niej: pochyły, dziurawy pomost, na który lepiej nie wchodzić, wszędobylskich śmieci od groma i ciut ciut - na ścieżkach, na piasku, nawet w wodzie (kapsle, puszki, szkło, zużyte pieluchy, podpaski, nawet prezerwatywy, psie odchody). Do tego trzech ratowników, którzy na nic nie reagowali. A było na co. Osobiście byłam bardzo zniesmaczona, kiedy pływaliśmy z Antonią na materacu a obok nas kopulująca parka płynęla na materacu poruszanym rytmem miłości. Na samej plaży nie lepiej - tuż obok nas wielka tablica z regulaminem (że zakaz wprowadzania zwierząt, grillowania, palenia papierowchów, pozostawiania śmieci itd. itp.). I co? I nagle obok nas na paru centymetrach wolnej przestrzeni rozbiła się liczna rodzina z amstaffem, z grillem i dużą ilością alkoholu. Kiedy od dymu z papierosów zaczęlo mnie mdlić - uciekliśmy do domu.
Spotykacie się z czymś takim u siebie? Jak zareagować w takiej sytuacji?
