Rodziłaś z położną czy z lekarzem?
Pytanie jak wyżej.
Ja rodziłam z samą położną. Dziękowałam Bogu, że ominął mnie poród z praktykantami...
Tutaj ciekawy artykuł na ten temat:
Poród z położną a nie lekarzem?
Jak oceniacie tę opiekę w trakcie porodu?
Z lekarzem i położną. Ze względu na cukrzycę ciężarnych i cholestazę lekarz był konieczny w razie wystąpienia jakichkolwiek komplikacji.
Praktykantów nie miałam, choć był to szpital akademicki uprzedzali, ze moga się pojawić.
Położna i 2 praktykantki.
Położna to mój anioł, do dziś wspominam i dziękuję Bogu za nią. Praktykantki były przekochane, poprosiłam, żeby nie wychodziły nim nie urodzę - i zostały. A na drugi dzień mnie odwiedziły. Super laski.
Są super laski,a le są też praktykanci patrzący jak wół na malowane wrota albo co gorsza komentujący pomiędzy sobą różne rzeczy... Spotkałam się z takimi historiami... Ja bym się czuła jak królik doświadczalny...
Dwóch lekarzy i chyba z 5 położnych!
A czemu aż tylu?
Położna i 2 praktykantki.
Położna to mój anioł, do dziś wspominam i dziękuję Bogu za nią. Praktykantki były przekochane, poprosiłam, żeby nie wychodziły nim nie urodzę - i zostały. A na drugi dzień mnie odwiedziły. Super laski.
Są super laski,a le są też praktykanci patrzący jak wół na malowane wrota albo co gorsza komentujący pomiędzy sobą różne rzeczy... Spotkałam się z takimi historiami... Ja bym się czuła jak królik doświadczalny...
Dwóch lekarzy i chyba z 5 położnych!
A czemu aż tylu?
Mnie było bez różnicy ilu ich tam jest i kto patrzy a kto dłubie w nosie. Ja chciałam urodzić i mieć dzieciątko na rękach. U mnie w rezultacie na całej sali też było tak:
ginekolog, neonatolog, położna noworodkowa, położna odbierająca poród, jeszcze jakaś kobietka nie wiem kto i co i salowa - salowa kibicowała najbardziej i właściwie to od niej miałam tyle wsparcia i ciepła, że szok. Miło wspominam. Tak było jak rodziłam o północy. Gdy rodziłam w porze obiadowej Kornelkę była położna i położna noworodkowa i salowa - koniec. Lekarzy zawołali jak już urodziłam.
- Zarejestrowany: 08.04.2011, 08:58
- Posty: 1112
Położna i 2 praktykantki.
Położna to mój anioł, do dziś wspominam i dziękuję Bogu za nią. Praktykantki były przekochane, poprosiłam, żeby nie wychodziły nim nie urodzę - i zostały. A na drugi dzień mnie odwiedziły. Super laski.
Są super laski,a le są też praktykanci patrzący jak wół na malowane wrota albo co gorsza komentujący pomiędzy sobą różne rzeczy... Spotkałam się z takimi historiami... Ja bym się czuła jak królik doświadczalny...
Mi się praktykant trafił raz, jak leżałam na patologii, to chodzili całą grupą i był wśród nich chłopak. Był mega skrępowany. Dziewczyny podchodziły i macały nam brzuszki z uśmiechem, zagadywały, a ten chłopak stał biedny i tak się wahał, to mu mówię: proszę, niech pan sobie pomaca ;) I pomacał ten brzuch, zadowolony taki, dziękował, że oni potem są egzaminowani z oceny ułożenia płodu, mało mi się w pół nie ukłonił.
Na coś się przydałam na tej patologii :)
Natomiast przy porodzie chłopak-praktykant wydałby mi się trochę bezużyteczny, praktykantki masowały mi plecy, pokrzepiały, były pełne empatii i ciepła. A przy tym sporo już wiedziały, były pomocne merytorycznie, proponowały ćwiczenia, pozycje. Chłopak pewnie by głównie stał i się krępował, bo przecież by mnie nie przytulał :)
Położna i 2 praktykantki.
Położna to mój anioł, do dziś wspominam i dziękuję Bogu za nią. Praktykantki były przekochane, poprosiłam, żeby nie wychodziły nim nie urodzę - i zostały. A na drugi dzień mnie odwiedziły. Super laski.
Są super laski,a le są też praktykanci patrzący jak wół na malowane wrota albo co gorsza komentujący pomiędzy sobą różne rzeczy... Spotkałam się z takimi historiami... Ja bym się czuła jak królik doświadczalny...
Dwóch lekarzy i chyba z 5 położnych!
A czemu aż tylu?
Mnie było bez różnicy ilu ich tam jest i kto patrzy a kto dłubie w nosie. Ja chciałam urodzić i mieć dzieciątko na rękach. U mnie w rezultacie na całej sali też było tak:
ginekolog, neonatolog, położna noworodkowa, położna odbierająca poród, jeszcze jakaś kobietka nie wiem kto i co i salowa - salowa kibicowała najbardziej i właściwie to od niej miałam tyle wsparcia i ciepła, że szok. Miło wspominam. Tak było jak rodziłam o północy. Gdy rodziłam w porze obiadowej Kornelkę była położna i położna noworodkowa i salowa - koniec. Lekarzy zawołali jak już urodziłam.
U mnie tylko połozna i salowa. Lekarz przyszedł i pogłaskał mnie po głowie jak już było po wszystkim.:)