Dziecko to cud i dzieło sztuki. W to chyba nikt nie wątpi. Ale pewna artystka chyba zbyt dosłownie zrozumiała tę frazę. W nowojorskiej Microscope Gallery performerka Marni Kotak na oczach widzów urodziła dziecko. I nie był to wypadek, nagły poród, który zaskoczył matkę nieoczekiwanie i nie pozwolił jej jechać do szpitala. To było zaplanowane przedsięwzięcie „artystyczne”. Performance miał miejsce w pomieszczeniu zaaranżowanym przez artystkę. Do muzealnej sali wstawiła łóżko swojej babci, a na ścianach zawiesiła zdjęcia z okresu ciąży. W porodzie towarzyszyło jej około 20 widzów. A po jego zakończeniu w tej samej galerii powstała instalacja zawierająca m.in. film nakręcony podczas performance'u oraz uczestniczące w nim rekwizyty, takie jak łożysko, pępowina, zakrwawione poduszki i prześcieradła. Dla tych, którzy "dzieło" przegapili.
Zastanawiam się gdzie jest granica intymności. I jacy ludzie (pomijając samą artystkę) brali w tym udział. Bo chyba mało kto chciałby zobaczyć taką sztukę? Chyba, że się mylę?
Na podstawie gazeta.pl.