W sobotę z mojego balkonu zobaczyłam kota, który wchodzi sobie przez uchylone okno do mieszkania w innym bloku naprzeciwko, machał łapkami i próbował się przecisnąć do środka (pewnie właściciele wygonili go na balkon i tam zamknęli na jakiś czas-tak sobie pomyślałam). Pomyślałam też, że usłyszą jego stukanie łapkami w szybę i zaraz go stamtąd zdejmą. Nawet próbowałam wypatrzyć kogoś na jednym z sąsiednich balkonów by zapytać o to czy ktoś jest w mieszkaniu kota. Niestety nikogo na balkonach nie było.
Miałam plany na ten dzień, musiałam za chwilę wychodzić i tak zrobiłam, jak wróciłam późnym popołudniem- kot nadal wisiał ale już się nie ruszał. Szkoda kota- niestety chyba właściciele chcąc skorzystać z upalnej pogody wyjechali za miasto a kota zostawili na rozgrzanym słońcem balkonie.
Wieczorem kota już nie było.
Dziś (po dwóch dniach) jakiś babsztyl, który zapewne tam nie mieszka bo albo pilnuje dziecka właścicieli mieszkania, albo jest babcią tego maluszka, widząc mnie pielęgnującą kwiatki balkonowe,zapytała czy widziałam tego kota, na moją odpowiedź, że właśnie widziałam zaczęła wykrzykiwać do mnie, dlaczego nie zadzwoniłam na straż miejską skoro tam kot konał.
Ręce mi opadły. Skąd ja miałam wiedzieć, że są tak nieodpowiedzialni, że zostawiają kota na balkonie i wychodzą. W głowie mi się nie mieściło, że ich nie ma w mieszkaniu, poza tym nie sądziłam, że ten kot kona.
Babsztyl wykrzykiwał do mnie swoje pretensje. Ja rozumiem, że próbuje zrzucić na kogoś odpowiedzialność za życie tego kota ale co do cholery ja mam z tym wspólnego?
Pewnie gdybym wezwała straż miejską i by im wywarzyli drzwi lub wybili szybę żeby ratować kota to by miała pretensje, że przeze mnie te zniszczenia. Może rzeczywiście mogłam zareagować jakoś no ale sorry- to oni są za tego kota odpowiedzialni a nie ja.
Zepsuła mi dzień.
A co Wy o tym wszystkim myślicie?
wyjaśniłaś dokładnie co i jak było... napisałam:
być może i w tym przypadku gdyby ktoś zareagował na to to straż przysza by temu nieszczęsnemu kotu z pomocą...
Nie wiem, jakbym zareagowała na taki widok, najpierw chyba starałabym się zorientować, czy właściciel jest w domu, jeżeli ustalenie tego okazałoby się niemożliwe, to chyba dałabym sobie spokój, przecież nie mam prawa włazić do domu każdego właściciela zwierzęcia, jeśli nie wiem, czy właściciel jest w domu, a widzę zwierzę na balkonie.
Natomiast w przypadku, gdybym już zobaczyła to zwierzę później, po powrocie do domu, w wiadomym stanie, na pewno wezwałabym straż miejską, bo na to już jest paragraf.
...ale chciałabym TOBIE maleństwo
pogratulować bardzo delikatnych, a zarazem rozbudowanych przykładów do komentowania
.
W tym poście można rozmawiać nie tylko o biednym kotku, ale również o nieodpowiedzialności, relacjach sąsiedzkich, czy ogólnej znieczulicy - umiesz to robić
.... dawaj kolejne przykłady...