Chodzi nie o same siostrzyczki, siedzące na poczekalni w liczbie 3. Nie, nie nie o to chodzi. Początkowym źródłem zdziwienia mego była sama kolejka (już nie ważne, że utworzona przez biało-czarne habity), gdyż byłam umówiona na konkretną godzinę. Zdziwienie spotęgował fakt, że siostrzyczki pomyliły dni (ojej) i zamiast 14. udały się 13. No nic - mylić się jest rzeczą ludzką. Natomiast nieludzką jest wpychać się w kolejkę i udawać, że nie słyszy się uwag wypowiadanych wprost. Tak też w domu (prosto z pracy) byłam przed 21. Natomiast siostrzyczki spokojnym krokiem i ze spokojnym sumieniem udały się na wieczorną modlitwę.
Jak to jest z wiarą i przyzwyczajeniem, że wszystko się należy osobom w zakonach i księżom (jako przedłużaczom boskiej sutanny na ziemskim padole). Wmawia nam się jednocześnie, że te "osobistości" są by służyć ludziom/być blisko ich potrzeb, a jednocześnie, że są na tyle "wielcy", że im w oczy zajrzeć nie możemy...