To tak w nawiązaniu do artykułu Uli https://rodzice.familie.pl/artykul/Dzieci-na-wsi-zdrowsze-niz-w-miastach,4216.html
Mieszkam w mieście, i uważam, że tu trudno nazwać dbałość o higienę przymiotnikiem "przesadny".
W czystości to żyją właśnie wiejskie dzieci - w mieście jest jedna wielka gangrena, syf, malaria, charki, szczochy, psie kupy, kocie kupy, ludzkie kupy i inne odchody, odpady i płyny ustrojowe.
U nas w mieście nie ma gdzie na trawniku stanąć, bo jest kupa przy kupie, do tego kupy na chodnikach, rozdeptane przez ludzi i rozniesione po klatkach schodowych, mieszkaniach itd.. Kocie kupy i inne odchody w piaskownicy, matki wyławiają je dziesiątkami za pomocą dziecięcych łopatek. Piaskownice cuchną. Bramy są obsikane i obwymiotowane.
Podejrzewam, że wiejskie dzieci mają szansę przez całe życie nie spotkać się z tyloma bakteriami chorobotwórczymi i pasożytami, co dzieci miastowe podczas jednego spaceru na plac zabaw ;)
Nie żeby życie w mieście to był jakiś regularny koszmar ;) Ale akurat pod tym względem patrząc ;) Dzieci wiejskie mają komfort i czystość mikrobiologiczną i parazytologiczną ;)