Zwyczajne życieKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 90084 |
Nadesłane przez: oaza dnia 02-04-2011 15:44
Bardzo dawno nie było u nas mojej mamy. W końcu udało mi się ją skutecznie zaprosić i dzis przybyła. Zresztą niezupełnie bezinteresownie, bo miałysmy wspólnie na Allegro poszukac bieliznę korygującą dla mojej cioci. I tym właśnie ją przekonałam. Babcia, która widziała ostatni raz wnuka dobre 3 tygodnie temu, nie mogła sie go naściskac i nacałować. Przy okazji zachwycona była poszerzającym się słownikiem polsko-polskim wg Mateusza.
Mały też cieszył się z przybycia babci, co okazywał tzw. głupawką, czyli szalał w sposób nawet przez siebie niespecjalnie kontrolowany. Dlatego za chwilę przybiegł do mnie kwęcząc:
- Mama nuna
- Synku, gdybyś nie biegał, to nóżka by nie bolała.- Potarłam nóżkę i zaczął zadowolony dalej ganiać.
- Mama piju - zachciało mu sie pić. Dałam mu soczek, a bacia do niego "Poczekaj, mam otworzy" Mati na to:
- Nie, ja sam
Babcia wpadła w zachwyt. Jak ładnie zaczał mówić! Ładnie? No nie wiem, bo czasem za żadne skarby nie mam pojecia co on do mnie mówi.
Korzystajac z okazji, ze jest babcia chciałam zrobić zakupy na jutro na obiad. Mama zaproponowała, że wobec tego ona wyjdzie z małym na podwórko. Super!
Przygotoałam ubranie dla urwisa, mama zaczęła go ubierać, a ja zaczęłam szykować samą siebie. A ile się przy tym nasapałam.
Nagle słyszę jak Mati informuje babcię:
- Baba, mam toń - Moja mam zrobiła wielkie oczy.
- Co masz?
- Mam toń - tym razem pokazał na emblemat na sweterku, na którym był wielbłąd.
Ma konia , mówię do mamy. Dla niego koń czy wielbłąd to na tą chwilę jest to samo.
-Jejku, jaki on mądry - zachwyciła się babcia.
No cóż, długo niewidziany wnuk robi postępy. W końcu czas by był :)
Nadesłane przez: oaza dnia 01-04-2011 15:17
Po kłótni związanej z tym, ze M. nie zarejestrował małego do ortopedy, M. wczoraj, jeszcze nabzdyczony, wyszedł z domu. Wrócił po godzinie informując mnie, że do ortopedy mam iść z Mateuszem między 15 a 19 tego smaego dnia (!!!). Co się okazało? Do ortopedy dziecięcego nie trzeba było rejestrować, tylko pójść i grzecznie stanąć w kolejce. Nie można tego było załatwić w ciągu minionego miesiąca? Trzeba było awantury, zeby zacząć działać? Wiem, że ja też mogłam to załatwić, ale jeśli obiecuje, że załatwi, to powinien to zrobić. Zresztą, juz nieważne.
Poszliśmy do tego lekarza, który uśmiechnął się pobłażliwie słysząc co mnie martwi. Poobserwował Matusia, zbadał mu nóżki odwodząc i przywodząc pod różnym kątem. Sprawdził jak stawia stopy przy chodzeniu, po czym uspokoił mnie mówiąc, że wszystko jest w porządku, że w tym wieku dzieci często stawiają tak stópki, bo jest im łatwiej złapać równowagę. Uff! No to sie uspokoiłam. Jesli chodzi o utykanie, to sytuacja sie nie powtórzyła. Nie wiem, może po prostu nóżka mu ścierpła czy jak?
A M., który podleczył swoje sumienie, pół drogi do domu nabijał się za mnie, że wymyslam dziecku choroby. Wrr...Myslałam, ze go trzepnę, ale było to na zasadzie żartów, bo mi tez się humor poprawił.
A propos jeszcze tego lekarza,zreszta bardzo sympatycznego. Powiedział do M., ze on jeszcze nie ma dziecka, bo synuś jest zawsze mamusi, a córunia tatusia i opowiedział rodzinną anegdotkę.
Jego córcia, Ania, w wieku lat 4-5, usłyszała gdzieś o "głowie rodziny". Przyszła do rodziców zapytać co to oznacza, a oni do niej, ze jest to ktoś kto decyduje w domu, kogo sie słucha. Mała podumała po czym stwierdziła: Wiem kto jest u nas głową rodziny. Ja!" Uśmieliśmy się wszyscy. Mała cwaniara :)
Nadesłane przez: oaza dnia 31-03-2011 08:37
Na bilansie dwulatka, wzięłam dla małego skierowanie do ortopedy. Dwa dni poźniej M., ze względu na swoje bolące kolano, również wziął skierowanie do ortopedy. I...siebie zarejstrował, a małego nie, twierdząc, ze nie ma tam dziecięcego. A zapytał? Oczywiscie, ze nie! Tylko nigdzie nie było napisane słowo "dzieci", więc uznał, że nie ma i już. To dlaczego rodzinny nas tam skierował? Potem kilkakrotnie słyszałam, że dobra, że pójdzie i zarejestruje. po czym wracał i stwierdzał, że zapomniał.
No cóż, siebie tez powinnam po łbie natrzaskać, bo skoro M. zapominał, to powinnam ja to zrobić. W każdym razie od wystawienia skierowania mija właśnie miesiąc (nie wiem ile skierowanie jest ważne), a w kolejce do ortopedy też czeka się około miesiąca.
Wczoraj wieczorem przestraszyłam się, bo zauwazyłam, że Mati utyka. nie jest to cały czas, ale widzę jak lewa nóżka jakby sztywnieje i on zaczyna utykać (a właśnie przez lewą nóżkę i stawianie przez nią stópki do środka poprosiłam o skierowanie) powiedziałam, że trzeba go zarejestrowac prywatnie, bo ja, ze względu na termin porodu, nie mam czasu na kolejny miesiąc czekania, nawet jakby go dziś zarejestrować na NFZ.
To usłyszałam, że przesadzam, że panikuję, że on nic nie widzi. Faktycznie, po małym nie widać żeby mu coś dolegało, szaleje, skacze, biega, ale ja wyraźnie widziałam i wiem, że coś jest nie tak. Dlaczego M. nie potrafi tego zrozumieć??? Wolę sprawdzić czy wszystko jest w porządku niż sie denerwować za każdym razem jak nie tak postawi nóżkę.