Tak sobie siedzę, moja córcia ucięła sobie drzemkę i postanowiłam opisać moją wewnętrzną tragedię. Zaszłam w ciążę w lutym, wszystko było w jak najlepszym porządku. Ponieważ od stycznia staraliśmy się o dziecko, byłam pewna, że gdy tylko spóźni mi się okres będę robiła test :) no i bach od razu strzał w 10. Poszłam do lekarza, badałam się regularnie, USG oczywiście też było robione. Termin porodu miałam wyznaczony na połowę listopada, jednak kiedy przyjechałam do Polski do mamy, niespodziewanie urodziłam wcześniej. Tak sobie myślę, że może długa podróż mogła na to wpłynąć, ale córeczka jest zdrowa i to najważniejsze.
Po porodzie bardzo długo krwawiłam, ale gdy byłam u lekarza, mówił, że to jeszcze okres połogu. Ja czułam, że coś jest nie tak. Wszyscy naokoło mówili mi że to od tego, że dźwigam wózek na górę i na dół. Po dwóch miesiącach stwierdziłam, że to już nie jest normalne i poszłam do innego lekarza. Brałam jakieś tabletki na oczyszczenie organizmu i powstrzymanie krwawienia jednak nic to nie dało. Musiałam udac się na łyżeczkowanie. A tam okazało się, że było we mnie drugie dziecko, ale już na samym początku ciąży stało się tak jakby hmm pasożytem? był to dla mnie szok. Jak lekarze mogli to przeoczyć, zwłaszcza że byłam na USG 4D. Wiem, że to się zdarza. Ale tak sobie myślę, że miałabym bliźniaki dwu- jajowe. Jak kładę się spać to myślę, o tym dzieciątku. Ciężko mi z tym, chociaż wiem, że mam cudowną córkę i powinnam się tym cieszyć.