29 pażdziernika 2011r. zginął pod kołami samochodu mój ukochany mąż a ja zostałam sama z trójką naszych dzieci. Był pogrzeb, minęły święta (to był koszmar), a w sobotę czeka mnie roczek Natalki (mojej córeczki). Dzieci się zachowują dobrze, nie ma płaczu ani histerii, ale to pewnie dlatego że są jeszcze mali: Kuba ma 5 lat, Piotruś 4 lata i Natalka roczek. Mam dużo wsparcia od rodziny i przyjaciół i innych życzliwych ludzi. Na zewnątrz jest OK, dla dzieci się trzymam, ale w środku jestem w rozsypce. Boję się tego co będzie: jak sobie poradzę z wychowaniem dzieci sama zupełnie i jak dam radę finansowo to wszystko ciągnąć. Wiem że muszę być silna dla moich aniołków! Tak bardzo tęsknię za Mariuszem ale wiem że on już nie wróci!

Czuję się jakaś przybita. Głowa mnie boli i wogóle... Po obiedzie zostawię dzieciaczki rodzicom a ja pójdę na cmentarz. Nie wiem czy ,,rozmowa" z Mariuszem coś zmieni w moim dzisiejszym samopoczuciu ale muszę iść na cmentarz.
Naprawdę jesteś silną kobietą.
Ale człowiek wszystkiego jest się wstanie nauczyć, to i ja dam radę, co nie?
.
Dasz rade!!!