Czy istnieje w Polsce kultura pieniądza?

Z jakiego powodu Polacy nie potrafią wychowując dziecko zdobyć dla nie go zamożności?
Przyczyn jest generalnie tyle ile ludzi, ale przyjrzyjmy się im i pogrupujmy je. Po pierwsze w trakcie tych lat wychowywania rzadko uczymy kultury pieniądza. Między Bogiem a prawdą, należałoby powiedzieć – wcale nie uczymy się kultury pieniądza.
Co to jest kultura pieniądza?
Samych definicji kultury w szerokim znaczeniu jest co najmniej 200. Ale wszystkie z nich mają jedną wspólną cechę – opisują kulturę albo jako zbiór zasad i reguł albo jako określone treści uznawane za niepodważalne lub święte. To rozróżnienie ma swoje dalsze konsekwencje – ale w potocznym ujęciu możne to uprościć. Mówiąc np. o kulturze obsługi klienta mamy właśnie na myśli reguły i zasady postępowania z klientem. Przyjmując to założenie kultura pieniądza byłaby zbiorem społecznie akceptowanych zasad dotyczących pieniędzy. Jak je rozumieć? Jak się nimi posługiwać? Co nich sądzić? Jak do nich podchodzić? Z czym je kojarzyć? I to wszystko nie jako indywidualny Kowalski, ale suma wszystkich Kowalskich jako naród. Co my Polacy możemy powiedzieć o wspólnej kulturze pieniądza w Polsce?

A jak nie - to tym gorzej gdyż skoro rozmawiamy to niewątpliwi rozwiąźli jesteśmy. Nie ma jednak systemu przekonań i wartości, który oddałby należyty szacunek pieniądzom a jednocześnie włożył je w kontekst innych wymiarów życia i pokazał ich ograniczenia, Za pieniądze jak pouczają chińskie mądrości możesz kupić towarzystwo innej osoby ale nie kupisz jej uczucia. Zresztą nie trzeba sięgać do dalekowschodnich przekonań, mamy europejskie. John Lennon, którego 30 rocznicę tragicznej śmierci obchodzimy w tym roku pisał w swoim hicie „…for money you can’t buy my love” – „nie kupisz za pieniądze mojej miłości”. Co mamy przekazywać dzieciom , żeby to wytłumaczyć? Że za szmal nie da się miłości kupić, ale miłością żyć się nie da bo potrzebny szmal? Czy może da się ładniej delikatniej i bardziej subtelnie?
Wszyscy uczą konsumpcji, nikt nie uczy oszczędzania i inwestowania …
Rynek żyje ze sprzedaży, więc nic dziwnego, że tak działa. Sprzedaż napędza ale potrzebne są też kumulacje kapitału. Więcej jednak jest informacji „kupuj” niż „inwestuj”. Inwestowanie jest także trudniejsze niż konsumpcja. Dom rodzinny i rodzice też uczą konsumpcji. Jeśli nawet wypłacają kiszonkowe dla dzieci to z reguły też z przeznaczeniem na słodycze, na tacę lub na inne własne wydatki dziecka. Raczej nie ma mowy o odkładaniu, oszczędzaniu, inwestowaniu. Rynek też nie ma produktów, które takie możliwości dawałyby. etc. Nikt nie pokazuje jak uczyć mechanizmów oszczędzania lub odkładania. Co więcej powoli marketingowa nowomowa zmienia świadomość. Nieważne co się kupuje – ale mechanizm w świadomości jest już następujący. Jeśli obiekt ma przekreśloną cenę 300 i wpisane 190zł to większość uważa że zaoszczędziła 110zł. Tylko nieliczni widzą, że wydali 190zł.
Innymi słowy:
Trudno jest nam uczyć dzieci o zamożności. Brakuje ogólnokulturowych wzorów. Nie ma ogólnospołecznej kultury pieniądza. Rozmawiamy o zamożności po cichu jak o seksie a najchętniej uczymy się konsumpcji i wydawania a nie oszczędzania i inwestowania. Tacy jesteśmy. Nikt nie kształci o zamożności w szkołach. Tradycyjne wzory kulturowe dalekie są od powszechnie aprobowanych w dzisiejszych czasach. Jedni są dumni z tego i tarktująto jako dziedzictwo kulturowe inni widzą w tym element uwsteczniający i hamujący rozwój.
