Opublikowany przez: Kasia P.
Autor zdjęcia/źródło: Seksualność kobiet @ Zaprojektowane przez Freepik
Człowiek ma ciało i zmysły oraz płeć. Może być kobietą, może być mężczyzną, może nie mieć określonej płci i jakoś się w związku ze swoim ciałem oraz płcią czuje - wszystkie te elementy składają się na seksualność, która jest, oczywiście, jeszcze bardziej złożona. Nie trzeba uprawiać seksu, żeby być seksualną osobą. Nie tylko seks świadczy o naszej seksualności, bo seksualność to coś głębszego, i nie tylko przez seks się ona wyraża.
Raczej widziałabym różnice w seksualności poszczególnych osób niż jedną wielką różnicę między seksualnością kobiet i mężczyzn. Oczywiście są różne smaczki czy choćby różnice w budowie anatomicznej, ale wydaje mi się, że to, że kobiety i mężczyźni mogą tak samo odbierać piękno świata albo orgazm, pokazuje, że nasze możliwości są bardziej zbliżone.
I z partenerem, i samodzielnie – to może być ekscytująca przygoda! Są też osoby, które w ogóle nie będą miały potrzeby korzystać ze swojej seksualności albo będą ją odrzucać i żadne rozwijanie nie będzie ich priorytetem. Dla mnie seksualność jest bardzo mocnym elementem osobowości, czymś, co przenika wiele sfer mojego życia i wiem, że wiele osób czuje podobnie. Podstawą rozwoju jest świadomość tego, jaki jest mój punkt startu, obserwowanie siebie i swojej seksualności. Poznanie tego, co lubię, co chcę, czego nie lubię. I nie chodzi mi jedynie o to, żeby poznać, jakie pieszczoty się lubi, czy jakie się ma pragnienia. Seksualność to też to, jak ja czuję się z moim ciałem, kiedy idę ulicą, kiedy idę na basen, kiedy zakładam sukienkę – czy to jest dobre, że ono jest i jakie jest, czy to jest właściwe, radosne, czy może trudne, krępujące, chowam się w sobie, przemykam, czegoś się boję? Czy czuję i akceptuję moją kobiecość, czy nie? Są kobiety, które jej nie czują i nie chcą jej czuć, bo tak jest bezpieczniej, bo na jakimś poziomie wierzymy, że obudzona kobiecość jest niebezpieczna, że jest femme fatale, która uwiedzie cudzego męża, porzuci dzieci, wyrządzi komuś krzywdę. Emanująca kobiecością, zmysłowością i seksualnością kobieta bywa czasem odbierana jako zagrożenie. A ponieważ każdemu się podoba, co innego, co innego na niego działa, nigdy nie wiadomo, czy zobaczy seksbombę w pani z mięsnego, w sąsiadce w legginsach, czy żonie kolegi. Dlatego też część kobiet zakłada na siebie „worek pokutny” i bardzo mocno ogranicza swoją spontaniczność, swawolność, bo tak jest przyzwoicie. Jeśli zdasz sobie sprawę, że tak robisz i że chcesz zmienić wzorzec – tym samym rozwijasz się. Gdy pozwalam sobie na seksualność, zyskuję wolność, radość życia, głębsze więzi z partnerami, bardziej żyję. A jednocześnie ta swoboda ekspresji może być trochę źle widziana przez otoczenie. Gdy spotykasz się z innymi kobietami, w pracy, w rodzinie i później z partnerami, mężami - w każdej z tych ról w jakiś sposób jesteś kobietą. Czasem wygodniej jest zamknąć kobiecość w szafie i pójść tam jako „osoba”, zamiast emanować kobiecą radością życia.
Tak, czasami jest to problematyczne, bo ktoś chciałby być postrzegany po prostu jako osoba, a nie kobieta. Części kobiet nie podoba się, że są postrzegane przez pryzmat ciała, przez to, jak wyglądają, jak się zachowują – bo wszystkie te elementy podlegają surowej ocenie społecznej. Ciało i kobiecość to część seksualności, łatwo je przekląć, gdy to „przez nie” są problemy. Gdy zamiast szacunku i akceptacji otrzymujesz pogardę, krytykę i gwizdy na ulicy, czy chcesz być wtedy zmysłowa i kobieca? Dla mnie dobra relacja z własną seksualnością polega przede wszystkim na tym, żeby czuć się dobrze ze sobą. Jeśli ja żyję w ciele, którego nie lubię, które jest dla mnie problemem, albo wstydzę się swojej kobiecości, to jest mi o wiele trudniej. Proszę sobie wyobrazić, jak wielką męką może być niezgoda na własne ciało. Taka niezgoda może prowadzić do codziennego zamartwiania się, ponieważ to ciało trzeba jakoś ubrać, żeby zamaskować wyobrażone wady. A wiele osób nie zgadza się na to, jak wygląda ich ciało, na swoje brzuchy czy penisy.
Spotykam kobiety, które czują się przepiękne i dla nich relacja z własną seksualnością jest bardzo mocna, wspierająca. Znam też dojrzałe kobiety, które wstydzą się założyć kobiecą sukienkę i buty na obcasie. Boją się oceny: czy ja jestem odpowiednio szczupła, odpowiednio ładna... Nie chodzi o to, jak wyglądam, tylko, co o sobie myślę. Jeśli w dzieciństwie jakaś ciotka krytykowała mój nos, do dziś mogę się wstydzić jego wyglądu. Nawet, gdy jestem szczupła i ładna, ale każdego dnia czytam o dietach cud i tuszowaniu wad, moja podświadomość chłonie informację, że coś ze mną nie tak. Warto więc oczyścić psychikę z krytykanctwa wysłuchiwanego przez lata i wrzucić tam nowe, pozytywne przekonania na temat ciała. Na przykład takie, że ciało jest po to, aby czuć. Czy masz rozmiar XS czy XL – tak samo możesz czuć orgazm i seksualne przyjemności.
Widzę to w ten sposób, że gdy dziewczynka przemienia się w kobietę, to jest kluczowy czas dla jej kobiecości i seksualności. Wtedy jej ciało zaczyna przypominać ciało kobiece. Możesz dostać wtedy wielkie wsparcie i szacunek od swojej mamy, całej rodziny, społeczności – wtedy, gdy Twoja społeczność dobrze się czuje z własną seksualnością i z Twoją seksualnością. Niektóre kultury robią wtedy wielkie ceremonie dla dziewcząt, np. z okazji pierwszej miesiączki. Jest zabawa, są prezenty i gratulacje. Dostajesz wtedy wiadomość, że my jako rodzina, społeczność widzimy i celebrujemy Twoją kobiecość. W Polsce to czasem moment, w którym seksualność jest wyśmiewana, wyszydzana lub sygnał, że powinna być niewidzialna: „co odsłaniasz brzuch, wstydź się”, „nie mów bratu, że masz miesiączkę” itp. To także zachowania typu ciągnięcie za gumkę od stanika, podrywanie spódnicy, kiedy idziesz przez klasę, wyśmiewanie tego, że masz okres. Gdy jesteś nastolatką i Twoje ciało i kobiecość jest krytykowana i piętnowana – czy rośniesz z tego powodu w dumę? Czy uczysz się wtedy lubić ciało i seksualność? Inaczej jest, gdy dostajesz pozytywny przekaz od Twojej grupy: „zmieniasz się w kobietę i to jest ok, szanujemy, akceptujemy Twoją seksualność; możesz się czuć z tym głupio, możesz się z tym czuć zagubiona, ale to jest w porządku”. Brak takiego rytuału można zawsze nadrobić ,zatrzymując się i przyglądając samej sobie, temu momentowi kobiecości, w jakim akurat się jest. Bo kobieta takich momentów zmian doświadcza kilka razy w życiu, także gdy przechodzi klimakterium lub gdy staje się mamą. Wtedy też można się jej pokłonić i powiedzieć: „szanuję Twoją kobiecość dokładnie taką, jaka ona teraz jest”.
Jeśli żyję w świecie, w którym bycie kobietą jest uważane za coś gorszego, to dlaczego miałabym tą kobiecość w ogóle lubić? Jeśli idąc ulicą, słyszę głupie komentarze i to że seksualność jest zła i brudna i tylko kobiety lekkich obyczajów uprawiają seks, to dlaczego w ogóle miałabym kobiecość w sobie lubić? Inni, przekonani o tym, że kobiety są wredne i głupie, też jej mogą nie lubić.
Z mojej perspektywy problemem są kulturowe uwarunkowania. Z ich powodu problem ma wiele kobiet. Moim zdaniem nie jest to problem z kobiecością, tylko z tym, jak kultura reaguje na kobiecość. Jak inne kobiety reagują na kobiecość. Jak matki reagują na kobiecość. Jak rodzina, twoje otoczenie na Ciebie reaguje. Jeśli kobieta to jest ta osoba, którą można na każdym kroku oceniać, krytykować, taksować, gapić się, dotykać bez pozwolenia, zmuszać do tego, żeby była grzeczną dziewczynką, np. pocałowała wujka mimo że go nie lubi, to wtedy zaczynają się problemy. Kiedy ja czuję, że nie chcę podchodzić do tego człowieka, bo mi się nie podoba, jest niebezpieczny, źle pachnie i w ogóle ma złe zamiary w stosunku do mnie, ale to jest mój wujek i mama albo babcia pchają mnie w jego ramiona, to moje zmysły podpowiadają „stop”, chciałabym tym odczuciom zaufać, powiedzieć „nie”, tupnąć nogą i zamknąć się w łazience. Uciec z tego spotkania. Mogę jednak chcieć być dobrym dzieckiem i powiedź sobie: „Na pewno się pomyliłaś, oni wiedzą lepiej. Idź do tego niego, nie bądź uparta”. Idę do niego i okazuje się, że wcale nie jest miły, jego wąsy mnie drapią. Ale znowu myślę sobie: „Nie, to, co czuję, to nieprawda. Mama mówi, że wszystko jest dobrze, więc pewnie tak jest”. Kiedy coś takiego dzieje się, to potem, kiedy będę mieć jakieś 13, 15 albo 25 lat, to mogę myśleć, że inni ludzie wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre. Jestem nauczona, że to, co ja czuję, to jest ułuda, że źle oceniam ludzi, że moja intuicja źle mi podpowiada, że nie wolno odmawiać, że trzeba żyć ze wszystkimi na tym samym poziomie zażyłości i tego poziomu nie wybieram ja, ale wybiera go inna osoba, okoliczności, konwenanse. Widzę, że dla wielu osób główny problem jest taki: „Czy ja naprawdę dobrze odbieram rzeczywistość czy mi się tylko wydaje i czy to, co czuję, jest prawdą?”. Na ile ufam sobie i na ile pozwalam sobie być sobą, np. chcę chodzić w trampkach i robię to, mimo że mówią, że lepiej się wygląda w butach na obcasie. To jest zawsze kwestia zaufania do siebie i wybierania tego, czego chcę. W relacji seksualnej to się przekłada na to, czy ja mogę w otwarty sposób wyrazić swoje pożądanie, czy ja mogę w seksie zachowywać się, tak jak chcę, a nie tak, jak w filmach, czy ja mogę być sobą i np. czekać na ten moment, w którym poczuję, że już jestem tak podniecona, że teraz stosunek sprawi mi przyjemność, czy zrobić to teraz, bez przekonania i zbytniej chęci, ale dlatego, że „to już czas”, że „tak trzeba”, że on czy ona „już czeka”.
Ty sama jesteś największą ekspertką od swojej kobiecości i seksualności! Nikt z zewnątrz nie wie, co akurat Tobie da radość i rozkosz, tylko Ty to wiesz! Słuchaj więc siebie.
Zacznijmy od tego, że nic nie trzeba. Oczywiście tak jest, że jeśli jest szczerość, miłość, zaufanie i przyzwolenie na własną seksualność, to rodzice nie stresują się tym, że dzieci widzą, jak oni się obejmują i całują. Wtedy dzieci uczą się, że czułość jest dobra. „Jeśli nasi rodzice tak robią, to musi być spoko. Może to jest nudne, może to jest głupie, ale robili to w domu, a więc można to robić w domu i nie trzeba się z tym kryć”. Żyjemy jednak w świecie, w którym seksualność i cielesność raczej nie są poczytywane za cnoty. Część osób może się zatrwożyć, że się wstydzą, że trudno okazać bliskość, a może w ich domach było inaczej. Po pierwsze radziłabym, żeby się nie oskarżać, ale spojrzeć na siebie życzliwie i z ogromną wyrozumiałością, zamiast myśleć: „Jaką to ja jestem złą matką. Jaką to ja jestem zahamowaną kobietą. Jakie to ja złe wzorce przekazuję swoim dzieciom!” Gdy zaakceptujesz własną niedoskonałość, Twoje dzieci nie będą musiały być idealne. Gdy zaakceptujesz swoją niedoskonałą seksualność, Twoje dzieci to poczują i będą wiedzieć, że seksualność, tak jak inne dziedziny życia, mogą być po prostu wystraczające, nie muszą być idealne. Twoja córka będzie mogła być sobą, a nie najpiękniejszą, najzgrabniejszą i najbardziej przyzwoitą dziewczynką na podwórku. Twój syn będzie mógł być sobą, a nie „twardzielem z sześciopakiem”. Dzieci o seksualności będą się uczyć od najbliższych, ode mnie, od męża, na podwórku, w szkole a nie z kazań czy z książek, które im cichaczem podsunę. Jeśli ja nie mówię o seksualności, to nauczą się, że o tym się nie rozmawia.
Jest tym lepiej, im więcej jest w domu przyzwolenia i im mniej trzeba się wstydzić ciała. Warto pokazać, że nie trzeba być ideałem, że można pozwolić sobie na niedoskonałości, że można się pomylić i że to nie przekreśla całego życia. Że pomyłka może być lekcją, np. gdy pójdę do łóżka z nieodpowiednią osobą. Mam 18 lat, idę do mamy i powiem: „mamo, byłam w łóżku z palantem, po co ja to zrobiłam?” (śmiech).
Mama może zareagować na kilka sposobów. Może powiedzieć: „A nie mówiłam? Trzeba dobrze wybierać. Źle zrobiłaś, jesteś złą córką”. Wtedy dziecko może stracić całe zaufanie do siebie. Ale mama może też powiedzieć: „Mogłaś się pomylić. Następnym razem ci się uda. Dzięki temu czegoś się nauczyłaś”. Najważniejsze jest bowiem wysłuchane bez oceny. Uczymy się wtedy, że możemy wybierać tak, jak wybieramy, ale przede wszystkim mamy prawo do własnych wyborów.
Chodzi o taki przekaz: cokolwiek czujesz, to jest OK i masz prawo do swoich emocji i doświadczeń, prób i błędów, a seksualność jest sferą, w której można się także mylić i odczuwać różne rzeczy. Mam ochotę polemizować, że seks to zawsze radość, ponieważ twój punkt odniesienia może być inny niż ekstatyczna radość, np. pełen lęków i to jest normalne, że ludzie czasem w seksie czują lęk. To nie znaczy, że jesteś zahamowana, wybrakowana etc. Jeśli udaje ci się co piąta rzecz, to świętujmy co piątą rzecz (śmiech).
Życzę kobietom, żeby czuły się dobrze ze sobą na każdym kroku, także z wszystkimi swoimi seksualnymi decyzjami. Żeby decydowały w zgodzie ze sobą i wiedziały, że zawsze można zmienić zdanie.
Za wywiad dziękujemy
Voce Ilnickiej - Jak sama mówi o sobie: „Jestem przewodniczką po kobiecej seksualności, edukatorką, trenerką, twórczynią portalu Seksualność Kobiet, niedługo ukaże się moja książka Ana-suromai. Seksualne doświadczenia i sekrety kobiet. Dzielę się tym, co o seksualności wiem, czego doświadczyłam i czego się nauczyłam. Wiem, że wiele osób to ośmiela do rozwinięcia skrzydeł i kreowania pięknego życia seksualnego”. Więcej na stronie Seksualność Kobiet pl. >>
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.