Opublikowany przez: JUICYfruits 2012-01-29 07:14:25
Pobyt w szpitalu dla dorosłej osoby, niezależnie od tego czy leży w szpitalu po raz pierwszy czy dziesiąty, wiąże się ze stresem i niepokojem. Już same uświadomienie sobie słów – idę do szpitala. – Jest straszne. A co ma powiedzieć dziecko, które idzie do szpitala po raz pierwszy czy dziesiąty? Reaguje tak samo, a częściej nawet i gorzej. To zrozumiałe. Strach przed nieznanym. Często głośno się mówi – Nigdy nie pójdę do szpitala, bo się boję... Takie usłyszane słowa przez dziecko budzą w nim obawy na zawsze.
Jako dziecko leżałam w szpitalu nie raz czy dwa, tylko kilkanaście razy. Za każdym razem noc przed pójściem do szpitala, wiązała się z płaczem u rodziców na kolanach, ogromnym stresem i nieprzespaną nocą. Tak, to było dla mnie ogromne przeżycie. Ale i z wiekiem i z częstotliwością pobytu w szpitalu, ten stres i obawy były inne. Czy mniejsze? W jakimś stopniu zapewne tak, ale mimo wszystko były. Wiedziałam i miałam świadomość tego, co mnie czeka podczas pobytu w szpitalu, a leżąc kolejny raz, już sama lekarzowi mówiłam, jakie badania powinniśmy zrobić.
Pierwszy pobyt w szpitalu, najgorzej wspominam. Rodzice wtedy ciężko pracowali, nie było możliwości, aby siedzieli cały czas ze mną. Pamiętam, że jeszcze wtedy mama się przeziębiła i nie mogła wcale mnie odwiedzać. Ale odwiedzał tata. Starał się uprzyjemnić mi czas. Ale każde jego wyjście kończyło się tym, że stałam przy szybie i płakałam. Chciałam być w domu, z rodzicami, a nie z totalnie obcymi ludźmi.
Wiedziałam, że nic złego mi się nie stanie, ale strach był silniejszy, bo to rodzice byli przecież najważniejsi.
Pierwsze pobieranie krwi, skończyło się małym omdleniem. Jednak wynikało to, ze stresu przez pobyt w szpitalu, a nie przez samo pobieranie krwi. Tata był przerażony, bo akurat wchodził na oddział i zobaczył swoją małą córeczkę – bladą jak ściana. Teraz wspominam tą sytuację z uśmiechem, ale wtedy nie było mi do śmiechu.
Ciągłe badania, które wtedy były dla mnie nowością, nastrajały mnie strachem do takiego stanu, że przestałam i jeść i pić. Po prostu nie mogłam. Ściskało mnie w żołądku. A pierwszy poważny pobyt w szpitalu wiązał się właśnie z problemami żołądkowymi.
Tata siedział ze mną, aż nie wypiłam, chociaż jakiegoś soku.
Z czasem lęk podczas pierwszego pobytu w szpitalu malał. Miałam koleżanki na sali, z podobnymi problemami, więc było łatwiej. Ale najtrudniejszy moment miał dopiero nadejść. Endoskopia. Płakałam całą noc. Tak bardzo się bałam… Pielęgniarki nawet dały mi coś na uspokojenie, bo nie mogłam się uspokoić. Rano przed badaniem, byłam otępiała troszkę, ale przerażenie sięgnęło zenitu. Nie było innego wyjścia, musiałam jechać na endoskopię. Przeżyłam. Jednak to badanie wyryło wielką ranę w mojej psychice. Na kontrolne badanie, owszem pojechałam, ale uciekłam spod samego szpitala. Wiedziałam w końcu, czym jest badanie, z czym się wiąże i bałam się. Do tej pory wiem, że nigdy więcej tego badania z własnej nieprzymuszonej woli nie zrobię.
Ten pobyt w szpitalu, był dla mnie najtrudniejszy. Spowodował, że kolejnych wizyt w szpitalu chciałam unikać jak ognia. Nie dało się jednak.
Parę miesięcy później, wylądowałam na innym oddziale. Endokrynologia. Początkowo byłam na oddziale dziennym, na noc zawsze jechałam do domu. Było to świetne rozwiązanie, nie żyłam w takim stresie i wtedy mama była cały czas ze mną. Sądzę, że to dodawało mi otuchy. Na pobieranie krwi chodziłam z uśmiechem.
Po paru dniach, musiałam przenieść się na normalny oddział i spędzać cały czas w szpitalu.
Ale to był całkowicie inny pobyt. Od razu poznałam koleżanki i kolegów i czas naprawdę szybko mijał. Badania nie były już tak straszne, strach był mniejszy, a rodziców wyganiałam do domu, bo chciałam spędzać czas z nowo poznanymi znajomymi. Tak na marginesie, z niektórymi mam kontakt do dziś, a minęło ponad 10 lat. Podczas tego pobytu, miałam jedno badanie, które wywołało u mnie lęk. Tomografia. Wypicie kontrastu graniczyło z cudem. Ale piłam je z starszym panem na spółkę. Więc musiałam być dzielna. Samo badanie było dziwne. Raz zimno, raz ciepło, musieli przykrywać mnie, bo się trzęsłam. Ale nie wspominam tego badania tak tragicznie jak endoskopii. Był tylko jeden mankament, nikt mi nie wyjaśnił, dlaczego robiono mi takie badanie! Dowiedziałam się dopiero jak przyszły wyniki. Podejrzewali u mnie guza. Wiedziałam już, czemu mama płakała ukradkiem. Ale byłam wściekła, że nie chciała mi powiedzieć, dlaczego mam to badanie! Lekarze też milczeli. I tutaj apel do rodziców, bądźcie szczerzy z dziećmi. Dzieci w gruncie rzeczy są większymi optymistami i pomogą Wam przejść te trudne chwile, a nie będą czuły się okłamywane.
Wynik był zaskakujący. Nawet mogę powiedzieć, że śmieszny. Nie był to guz, a dodatkowe narządy, które nie mają znaczącego wpływu na organizm. Lekarz się śmiał, że jak będę duża, to będę mogła pić dużo alkoholu i mniej powinnam chorować.
Naprawdę z biegiem czasu, ten pobyt wspominam przyjemnie. Mimo wielu badań, mimo wielu niepewności i stresu, był przyjemny. Nie taki straszny. I sądzę, ze to za sprawą koleżanek z sali. Wspólne zabawy, rozmowy o kolejnych badaniach, robienie psikusów chłopakom z sali obok, wniosło wiele radości i uśmiechu. Pobytów w szpitalu było jeszcze kilka, ale żaden nie był gorszy od pierwszego.
Kochani rodzice. Z biegiem czasu, mogę powiedzieć, że najtrudniejszy jest pierwszy raz. Dziecko potrzebuje wtedy jak najwięcej czułości i zrozumienia. Krzyki, że to tylko szpital, pogorszą sytuację. Trzeba rozmawiać. A jak dziecko samo pozna, co to szpital, lekarze, pielęgniarki, panie salowe i koleżanki/koledzy z sali, będzie mu łatwiej.
Teraz z biegiem czasu, wiem, że nie można też cały czas siedzieć przy łóżku dziecka. Fakt, daje mu to ogromne poczucie bezpieczeństwa, ale… Jak ma poznać nowych znajomych, którzy chętnie pomogą przetrwać pobyt w szpitalu, skoro rodzice ciągle siedzą przy łóżku? Oczywiście nie mam na myśli małych dzieci, dla których to jesteśmy całym światem.
Pobyt w szpitalu, to nie lada stres. I dla dziecka i rodzica. Ale dla dziecka to inny rodzaj stresu. Stres przed nieznanym. Lęk przed tym, czy nie stanie się krzywda, czy będzie bolało?
Czasami nawet w takiej malutkiej główce układają się najdziwniejsze myśli, ale uwierzcie mi rodzice, dziecko da sobie doskonale radę. Będzie płakało, nie mówię, że nie. Ja wyłam jak bóbr! Ale dajcie dziecku czas na oswojenie się, rozmawiajcie i bądźcie cierpliwi.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.