Opublikowany przez: annas82 2011-04-18 07:29:12
Wielkanoc, odkąd pamiętam, spędzałam u rodziców mojej Mamy.
Oczywiście przyjemności świątecznych dni poprzedzały przygotowania. Wielkie sprzątanie, mycie okien, pranie firan, obowiązkowo zmiana pościeli. Na dwa, trzy dni przed świętami Mama walczyła w kuchni, przygotowując pyszności, które jedliśmy w święta. Było też malowanie jajek…jednego roku zrobiłam nawet samodzielnie ozdobne jajka z bibułki, które Mama ma do dziś i które zawiesza na dyngusie. Miało się te zdolności
Wielkanoc to oczywiście również spowiedź wielkanocna…nie wyobrażaliśmy sobie pójścia na rezurekcję bez przystąpienia do komunii świętej.
W końcu nadchodziła Wielkanoc…wstawaliśmy ok. 5 rano, żeby na 6 zdążyć na rezurekcję. Często bywało jeszcze ciemno, ale tak jak nie ma Bożego Narodzenia bez pasterki, tak co to za Wielkanoc bez rezurekcji? Takie przeświadczenie było w mojej najbliższej rodzinie. Odkąd pamiętam zawsze, mimo często braku chęci, jeździłam na poranną świąteczną mszę, by zaraz po niej jechać na uroczyste śniadanie do Dziadków.
Ach ten świąteczny barszcz mojej Babci…na samo wspomnienie ślinka mi leci. Tylko nie pomyślcie, że chodzi o barszcz biały… nic bardziej mylnego. Moja Babcia, potem także Mama na święta wielkanocne robiły barszcz czerwony z tartymi buraczkami, zabielany śmietaną, do którego na talerzu dokładaliśmy chrzan, kiełbaskę, ugotowane jajka, troszkę soli i pieprzu…sporo z tego co było w koszyczku. Taki barszcz jest pyszny, choć jak powiedziałam o nim mojemu Mężowi to się bardzo zdziwił i zapytał:” Jak to barszcz czerwony? Chyba wam się święta pomyliły”
Gdy wyszłam za mąż sporo się zmieniło. Śniadanie jedliśmy we tróję, a dopiero potem odwiedzaliśmy bliskich.
Z uwagi na masę rzeczy, które mam do zrobienia w Wielką Sobotę, ze święconką jeździ Maja z moim Mężem…taki ich mały wkład w przygotowania świąteczne
Z początku nie jeździliśmy na rezurekcje, bo Maja była malutka a i Mąż nie był skory do tak wczesnego wstawania, jednakże w minionym roku pojechaliśmy na poranną mszę, a potem zjedliśmy śniadanie świąteczne. Ja gotuje żurek, bo mój Mąż go lubi. Ja też do niego się przekonałam, choć nigdy wcześniej go nie jadłam. To taka nasza tradycja, bo u Męża w domu nie jedzono żurku.
W święta jest również tradycyjny spacer po świątecznym obżarstwie…trzeba w końcu spalić to co się zjadło
Z okazji nadchodzących świąt chciałam Wam życzyć rodzinnej atmosfery oraz wielu fajnych wspomnień, które sprawią, że po latach na ich myśl uśmiech sam zagości na waszych twarzach.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.