Pogoda dziś bajeczna. W związku z tym, wykonałam telefon do kuzynki i umówiłam się z nią na pogaduchy u niej w ogrodzie. Wprawdzie jej ogród na razie porasta tylko i wyłącznie zielona trawką, ale wybrzydzać nie zamierzałam, bo zawsze to lepsze od murowanego, lilipuciego balkonu, który to my posiadamy, a raczej wynajmujemy razem z mieszkaniem.
Po drzemce Smyka, ubrałam go i poszłam. Wcześniej zrobiłam wywiad pogodowy. W internecie informacja, że 16 stopni, ale słonecznie. Mama również przestrzegła przed chłodnym wiatrem, a M. na moje pytanie czy wziąć małemu bluzę, stwierdził, ze nie zaszkodzi, bo wiatr chłodny. Uznałam, że skoro towarzystwo takie zgodne, to ubrałam małego odpowiednio na...chłodny wiatr.
Wyszliśmy, no faktycznie wiało. Ruszyliśmy przed siebie. Do kuzynki spokojnym krokiem idzie się około pół godziny. Nie doszliśmy nawet do połowy drogi kiedy wyrozbierałam małego i siebie i dziękowałam Bogu za ten chłodny wiatr, bo w rzeczywistości skwar był, a wiatr dawał orzeźwienie.
Ile było stopni? Nie mam bladego pojęcia, ale na pewno więcej niż 16.
Na miejscu Gośka rozłożona na wiklinowej kanapie, wyściełanej poduchami, zapraszała mnie, zachęcająco klepiąc w miejsce obok. Wszystko fajnie, ale ja w dżinsach i sweterku, wprawdzie cienkim, ale w kolorze czekolady, więc grzało mnie niemiłosiernie.
Padła propozycja, żeby się rozebrać do bielizny, bo przecież i tak nikt nie widzi, bo ogród z tyłu domu. W sumie czemu nie. W końcu sami swoi. Tyle, ze moja bielizna rozkompletowana, albo inaczej, nigdy nie miałam porządnego kompletu bielizny. Troszkę tym faktem byłam zmieszana. Doszłam jednak do wniosku, że nie mam zamiaru się gotować na słońcu i się rozebrałam do bielizny. Mati tez został do bodziaków rozebrany, posmarowany filtrem o faktorze 60 i mogłam z wdziękiem klapnąć na ową, poduchami wyściełaną, kanapę.
Tak tez oczywiście uczyniłam. Nie omieszkałam przy tym zerknąć w okno domu, gdzie w szybie odbiło mi się jakieś białe CIELSKO. Ułamek sekundy zajęło mi zorientowanie się, że właścicielką owego cielska jestem ja sama. O zgrozo! Jak ja wyglądam. Spasłam się jak świnia!
- Gośka, ale ja przytyłam! Masakra jakaś.
Moja kuzynka taktownie milczała, no bo właściwie co miała powiedzieć? Zaprzeczyć! Fakt jest faktem. Przytyłam i źle się z tym czuję i nie mam pojęcia jak to zmienić :(