Autor zdjęcia/źródło: Archiwum prywatne rodziny Bodych
Od kiedy pamiętam marzyłam, aby mieć bliźniaki. Tym bardziej po cichu na nie liczyłam, gdy dowiedziałam się, że w rodzinie męża przychodziły już na świat parki. Dlatego, gdy około 7. tygodnia mojej drugiej ciąży, dowiedziałam się, że nasza rodzina powiększy się nie tylko o jedną osobę radości nie było końca. Już w 8 tygodniu ciąży wiedzieliśmy, że dzieci będzie więcej niż troje …
Najpierw, niemal od razu, powiedzieliśmy o tym mojej mamie, dwa tygodnie później rodzinie męża. Ze wszech stron spotykało nas niedowierzanie i moc gratulacji. Jednak jednocześnie mieszało w nas w tamtym czasie się bardzo wiele uczuć. Z jednej strony niesamowite szczęście, zaskoczenie, ciekawość, niepokój jak sobie poradzimy… ale przede wszystkim troska o rozwijające się w moim brzuchu istotki. Z jednej strony dziękowaliśmy Bogu za takie wyróżnienie, z drugiej strony często czuliśmy strach…
Początki oczekiwania na dzieci były bardzo trudne. Musiałam uważać na wszystko dużo bardziej niż przy „tradycyjnej” ciąży, a moje samopoczucie było bardzo złe. Większość czasu spędziłam w szpitalu oraz na licznych badaniach i wizytach u specjalistów. Dopiero przed samym przyjściem dzieci na świat moje samopoczucie znacznie się poprawiło.
Już w 28. tygodniu ciąży wystąpiły u mnie pierwsze bóle porodowe. Lekarzom udało się opóźnić narodziny maluchów o kilka dni, a ja przez cały ten czas tylko modliłam się, aby w odpowiednim momencie szpital dysponował odpowiednią liczbą inkubatorów umożliwiających naszym dzieciom przeżycie...
Bardzo szybki poród odbył się poprzez cesarskie cięcie, podczas którego byłam znieczulona miejscowo od pasa w dół. Naszą wspaniałą czwórkę powitaliśmy na świecie w 29. tygodniu ciąży – 16 stycznia 2010 roku. Jako pierwsza, o godzinie 04:51, urodziła się Amelka. Minutę po niej urodził się Dominik, a po następnych dwóch minutach przyszły na świat Klaudia oraz Asia.
Amelka Jaosia Dominik Klaudia
Maluszki ważyły od 1100 do 1370 gram. Z niepokojem obserwowałam jak wywozili dzieci w inkubatorach, które na szczęście było dostępne. Liczyło się tylko ich przeżycie. Mąż był cały czas przy nas i widział wszystkie dzieci jak były wywożone na OIOM.
Już po pierwszej godzinie lekarze nie mieli dla nas dobrych wiadomości. Dzieciaczki nie oddychały samodzielnie, zostały podłączone do respiratorów, a w dodatku wszystkie miały zakażenia i musiały przejść antybiotykoterapię. Ich stan był dość ciężki. Nigdy nie zapomnimy tego widoku maleńkich dzieciątek podłączonych do niezliczonej ilości aparatur…