Opublikowany przez: anna07 2011-07-11 12:00:50
Byłam w 36 tygodniu ciąży i od paru dni już leżałam w szpitalu kiedy to w piątek 27.02.2009 r. około godziny 13 poczułam silny ból pleców.
Poszłam do siostry położnej i powiedziałam, że bardzo bolą mnie plecy, powiedziała żebym chwilę zaczekała. Zadzwoniła po lekarza i po krótkim badaniu lekarz stwierdził, że mam rozwarcie na 2cm. Powiedział, że ból pleców to są bóle krzyżowe i nie dadzą mi nic przeciwbólowego bo mogą wstrzymać akcję porodową.
Więc wróciłam na salę, położyłam się do łóżka ale przez ten ból nie mogłam leżeć. Zaczęłam szukać jakiegoś spodobu na złagodzenie bólu. Chodziłam co chwilkę pod prysznic, biegałam po schodach z myślą, że szybciej urodzę, siadałam na łóżku lub się kładłam na boku i kołysałam się.
Wyglądałam jakbym cierpiała na chorobę sierocą, dziewczyny z sali nawet żartowały żebym się kołysała bo oni wiedzą, że nie mam choroby sierocej .
Przez ten ból nie mogłam spać, czas tak się potwornie ciągnął. Minął piatek, sobota, niedziela a ja dalej chodziłam w tych bólach. Nie miałam już siły nawet z łóżka zejść i pójść do toalety. Rodzice i mąż przyjeżdzali codziennie, masowali mi plecy, pocieszali ale ja byłam tak zmęczona brakiem snu, że nie miałam na nic ochoty.
W końcu w niedzielę około godziny 23:50 poszłam z płaczem do siostry położnej żeby w końcu dali mi coś na te plecy bo nie mam już siły i nie śpię od piątku. Znowu zawołała lekarza i po kolejnym krótkim badaniu lekarz stwierdził, że mam rozwarcie na 4 cm i idziemy na porodówkę.
Szybko przebrałam się w szpitalną koszulę, wzięłam butelkę wody i telefon, i poszliśmy na porodówkę. Podłączyli mnie pod ktg, dali kroplówkę z oksytocyną i dalej leżałam. Niestety nie miałam ani bóli partych, ani skurczy. Tak mijały kolejne godziny w bólach krzyżowych.
Skończyła się nocna zmiana, przyszła kolejna a ja dalej leżałam i czekałam na cud. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Po jakimś czasie przyszla położna, zbadała mnie, szybko poleciała po lekarza on mnie zbadał i też wyszedł. Po chwili przyszły położne, lekarze i zaczęli wypychać ze mnie dziecko. Lekarz skrzyżował swoje dłonie i tak mocno nacisnął na mój brzuch, że mała wyskoczyła.
Bardzo szybko odcięli pępowinę i ją zabrali, nie chcieli mi jej pokazać. Pewnie była sina i potrzebowala tlenu. Od razu ból ustąpił, czułam się taka szczęśliwa.
Marika Anna urodziła się 02.03.2009r. o godz.11:20. Dostała punktów 8/8/9/9. Zobaczyłam ją dopiero po około 40 minutach. Była taka spuchnięta, miała na twarzy wybroczyny, jej głowa była taka krzywa i wydlużona. Byłam taka szczęśliwa, że mam ją w końcu w swoich ramionach, że mogę ją przytulić, pocałować i powiedzieć jak bardzo ją KOCHAM
Ale najgorsze było dopiero przede mną lecz wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam...
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
83.11.*.* 2011.07.13 22:29
śliczny
Monika Nagórna 2011.07.13 18:12
Co najgorsze, co się stało ???? " Ale najgorsze było dopiero przede mną,ale wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam..."
Debris 2011.07.13 15:37
myślałam że wyciskanie dziecka z brzucha to za czasów naszych babć było praktykowane :( po dobie powinni już cesarkę zrobić! polubiłam stronkę na fb i trzymam kciuki za Marikę ... dzielna z Cibie kobietka!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.